Zimowisko w Czechach czyli ideálni dovolená

1024 683 Parafia Ewangelicko-Augsburska w Poznaniu
Walizki w bagażniku, dzieci zapięte w fotelikach i ruszyliśmy. Nie ukrywam, że jechałem pełen obaw. Przed nami tydzień z ludźmi, których nie znam lub znam słabo. Poza tym, mamy dużo rzeczy robić wspólnie, a ja nie jestem miłośnikiem wycieczek zorganizowanych. Ale synowie pełni entuzjazmu więc i tata da radę. Dojechaliśmy niedzielnym późnym popołudniem. Pierwsze powitania, pierwsze imiona które trudno zapamiętać, ale atmosfera bardzo przyjemna i swobodna. Ośrodek „Beskydska Oaza” bardzo fajnie położony wśród ośnieżonych pól i lasów, z kojącą ciszą w tle i witająca gości uśmiechnięta Panią mówiącą pięknie po czesku. Już w dzień przyjazdu zdarzyła się pierwsza przygoda. Jeden z samochodów na ostatnim odcinku wjechał do rowu i utknął w lesie. Jednak wszyscy włącznie z kierowcą zakopanego samochodu podeszli do sprawy z dużym luzem i humorem angażując się w akcję ratunkową, a samo zdarzenie okazało się być przedmiotem wielu późniejszych żartów.
Pierwsza wspólna kolacja, rozmowy i       plany na kolejny dzień. Ten posiłek jak   i wszystkie kolejne rozpoczynaliśmy      piosenką i modlitwą, co nadawało im   wyjątkowego charakteru. W  poniedziałek rano pojechaliśmy na stok  do pobliskiego Bukowca. Była przepiękna słoneczna pogoda. Szybko okazało się, że wspólne spędzanie czasu nie tylko nie jest uciążliwe, ale wręcz jest nacechowane świetną przyjacielsko – rodzinną atmosferą. Po obiedzie większość z nas została na terenie ośrodka tocząc rozmowy na świeżym powietrzu, a dzieci opanowały pobliską górkę zjeżdżając na czym się tylko dało.
We wtorek po śniadaniu przyjechał do nas duet „SU”- grupa teatralna z Centrum Misji i Ewangelizacji, z przedstawieniem dla dzieci. Pomimo tego, że przedstawienie poruszało ważne i pouczające tematy, to jego forma wywoływała wśród dzieci salwy śmiechu. Pod koniec przedstawienia dzieci zostały zaproszone do wspólnej zabawy, a następnie odbyły się małe warsztaty plastyczne. Chociaż teatr miał być atrakcją dla dzieci, to na widowni siedziało też wielu rodziców, którzy bawili się równie dobrze jak ich pociechy. Popołudniu dzieci kontynuowały rozpoczętą dzień wcześniej eksploatację pobliskiej górki. W środę, w poszukiwaniu nowych złóż śniegu, grupa udała się na Polską stronę do ośrodka narciarskiego Złoty Groń w Istebnej.
Tam super odkryciem okazały się pontony do zjeżdżania z górki po śniegu, które to pontony można było na miejscu wypożyczyć. Na pontonach zjeżdżali mali i duzi testując różne techniki i prędkości. Poza tym, dzieci szybko zorientowały się, że wciągania pontonu na górę można zlecić dorosłemu, co doprowadziło do odkrycia, że dorosły mężczyzna może wciągnąć na górkę nawet sześć pontonów na raz! Jako nie narciarzowi ciężko mi oceniać warunki narciarskie, ale sądząc po minach i relacjach wszyscy byli zadowoleni.
W środę wieczorem odbył się krótki wykład na temat gniewu. Wykład poprowadziło w przyjazny i ciepły sposób małżeństwo Państwa Fenger, którzy na co dzień są doradcami rodzinnymi w Ośrodkach Pomocy Osobom Pokrzywdzonym Przestępstwem prowadzonych przez nasz Kościół. W piątek popołudniu większość grupy udała się do Hotelu Gołębiewski w Wiśle, aby poszaleć na basenie. Wśród dzieci największą furorę robiły oczywiście zjeżdżalnie. Ci z nas, którzy nie pojechali na basen poszli na mecz hokeja. Podobno hokej jest w Czechach sportem bardzo popularnym, co potwierdziły opowieści naszych kibiców o atmosferze na meczu. W sobotę rano po śniadaniu i wspólnym zdjęciu z ośrodkiem w tle, każdy udał się w swoją stronę.
Na koniec tej relacji odnosząc się do moich początkowych obaw, chciałbym wspomnieć o atmosferze podczas całego pobytu. W internecie znalazłem co najmniej kilkanaście synonimów słowa „wspaniały”. Gdybym miał opisać atmosferę i moje odczucia z tych ferii, to mógłbym śmiało użyć wszystkich tych określeń. Z natury jestem przeważnie zadowolonym optymistą, ale rzadko zdarza mi się wpadać w zachwyt. Jednak tym razem jestem zachwycony. Wiem, że każdy z nas ma jakieś cechy i zachowania, które denerwują innych, ale na ten wyjazd wszyscy uczestnicy, co do jednego, zapomnieli zabrać z domu jakiejkolwiek ze swoich przywar. Długie wieczory spędzane na rozmowach poważnych i zabawnych. Brak zgrzytów przy ustalaniu wspólnych planów, czyli całkowite zaprzeczenie zasadzie, że gdzie dwóch Polaków tam trzy zdania. Wspólne żartowanie z rzeczy, które w innych okolicznościach mogłyby wzbudzać narzekania, jak na przykład obecna codziennie w menu kapusta. Wszyscy kapustę grzecznie zjadali, a kolejne dania z jej udziałem zamiast utyskiwań, powodowały powstawanie kolejnych żartów na ten temat. Także moi synowie wrócili z wyjazdu bardzo zadowoleni i pełni wrażeń. Zresztą widać było, że wszystkie dzieci dobrze się bawią i nie ma między nimi konfliktów, agresji czy jakichkolwiek innych nieprzyjemnych zgrzytów. Poza tym, bardzo fajne nastawienie wszystkich dorosłych do nie tylko swoich dzieci powodowało poczucie, iż dzieci są dopilnowane i zaopiekowane pomimo dużej swobody danej im przez rodziców. Ja sam, podczas tego tygodnia, zostałem wujkiem dla grupki dzieciaków, a moi synowie pozyskali kilka nowych cioć i wujków.
Mam nadzieję, że kolejny wspólny wyjazd będzie wcześniej niż dopiero za rok, bo już nie mogę się doczekać.
Marcin Maciejewski
  • 0